
KOSMOS w ujęciu wieloznacznym
Wyobraźcie sobie, że nie istnieje to, co jeszcze wczoraj spora grupa ludzi nazywała domem. Wspomnianej „sporej grupy” też już nie ma. Pozostali nieliczni. Uciekinierzy, którzy chcą zaświadczyć o swojej krzywdzie. Oto folder z plikami. Do jego otwarcia potrzeba wielkiej odwagi. Macie ją?
Illuminae, za które odpowiadają Amie Kaufman i Jay Kristoff, jest na polskim rynku wydarzeniem. Nie mam przez to na myśli tylko dość powszechnych zachwytów nad tytułem, ale także różnie ocenianą akcję Wydawnictwa Moondrive. Obie te kwestie zaciekawiły mnie do tego stopnia, że zdecydowałam się na zakup pakietu w przedsprzedaży i miałam wielką nadzieję, że książka jednak do mnie trafi. Po prześledzeniu filmików promocyjnych , zwrot pieniędzy, mający na celu zapewnienie o czystych intencjach organizatorów nie był szczytem marzeń.
Po otworzeniu paczki odebrało mi mowę. Nie ze względu na gadżety. Ani mi na nich zależało, ani mi nie szkodzą. Miły dodatek. Ale książka? Wydawnicze ŁOŁ. Niby widziałam pierwowzór, trzeba jednak przyznać, że polska edycja jest piękna i pobudza ciekawość. Pozostaje jednak pytanie: czy w to piękne, graficzno – promocyjne ubranko nie włożono słabej treści?
NIE.
Fabuła, podana czytelnikowi w niecodzienny sposób, wciąga choć z początku ciężko jest się w niej połapać. Boję się powiedzieć coś więcej ponad to, co napisałam we wstępie. Pojawia mi się w głowie czerwona lampka z jednoznacznym podpisem: Ugryź się w język bo zepsujesz zabawę. Akcja rozpoczyna się w roku 2575, kiedy kolonia Kerenza pada ofiarą inwazji, a ci, którym udaje się uciec przed śmiercią, starają się przeżyć, żeby zaświadczyć o tym, co tam się stało. Wśród nich jest dwójka bohaterów. Kady Grant i Ezra Mason. Zostali wykreowani tak, że przyjemnie jest ich śledzić, łatwo polubić i po trzecie, życzyć im powodzenia. Mimo braku zapisu, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni na kartach „ normalnych” powieści dobrze ich poznajemy, są pełnokrwiści i wiarygodni, a to wyczyn, który częściej nie jest udziałem autora, niż odwrotnie.
Czy polecam? Zdecydowanie, ale nie wszystkim. To tytuł dla osób, które lubią szukać w czytanych przez siebie książkach tropów, wskazówek, śladów. Myślę, że ta forma przedstawienia treści wychodzi naprzeciw oczekiwaniom „pokolenia Insta”( o ile można mówić o takim zjawisku, a myślę, że tak). Rozbudowana szata graficzna jest równie ważna jak słowa, które czytamy. Bez niej książka nie zrobi wrażenia. Nie da się w pełni zrozumieć przekazu bez analizy tego, co widzimy, dlatego szczerze odradzam omijanie fragmentów książki.
Być może po tym, co napisałam są wśród Was osoby, które może nawet widziały książkę i mimo to, a może raczej dlatego są zdania, że to nie jest publikacja dla nich. Wolą, czytać historie tworzone w tradycyjny sposób, obawiają się że tak „graficzna” książka raczej nie może nieść głębszego przesłania, zmuszać do przemyśleń. I tu jest haczyk. Moim zdaniem Iluminae porusza bardzo. Wstrząsa i zostawia z wieloma myślami o człowieczeństwie, pojęciu moralności, ale nie tej religijnej raczej wynikającej ze wzajemnego poszanowania. Nawet nie macie pojęcia jak mam ochotę z Wami o tym porozmawiać, ale nie mogę, jeśli nie czytaliście. Zapraszam na maila albo fanpage i wiadomości prywatnej. Z przyjemnością dowiem się jak wy odebraliście tę powieść i czy tak samo czekacie na kolejny tom.
Poruszmy jeszcze temat akcji Wydawnictwa. O tym już możemy rozmawiać otwarcie, do czego zachęcam. Od siebie powiem, że popieram. Byłoby szkoda niszczyć tak wydaną książkę, a wydawnictwo zyskało pewność, że sprzeda tytuł. Mam tylko nadzieję, że doczekamy się kolejnych tomów tak szybko, jak to tylko możliwe. Gemina przyzywam Cię!
Mam pełną świadomość, że tekst o Illuminae jest chaotyczny. Wszystkie informacje fabularne, które podałam pochodzą ze skrzydełek obwoluty, a i tak wybierałam uważnie. To jedna z książek, o których lepiej jest wiedzieć niewiele, jeśli nie nic. Spróbujcie, pożyczyć, wypożyczyć, może kupić? Po Prost ruszcie w podróż.
Recenzja została również opublikowana na blogu Księganna.